Tańsza energia czy polski krajobraz – co dalej z ustawą wiatrakową?

W ubiegłym tygodniu (25 czerwca) Sejm przyjął nowelizację tzw. ustawy wiatrakowej. Zmiany zakładają m.in. zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od zabudowań do 500 metrów oraz stworzenie funduszu partycypacyjnego, dzięki któremu osoby mieszkające najbliżej wiatraków będą mogły otrzymać do 20 tys. zł rocznie. Czy tym razem wejdą w życie?

ilustr.: Kasia Prachnio

Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska: 

Ta ustawa jest kluczowa i strategiczna z punktu widzenia interesów Polski. Po pierwsze, Polska zapłaciła za wysoką cenę za uzależnienie od rosyjskiego gazu. Nigdy więcej nie możemy na to pozwolić. Dlatego budujemy suwerenny miks energetyczny, niezależny od innych państw, od importu paliw kopalnych z zagranicy. Po drugie, jeżeli ktokolwiek na tej sali chce zapewnić Polkom i Polakom długoterminowo niskie ceny energii, to nie można zajmować się tylko skutkami. Trzeba zajmować się przyczynami wysokich cen energii. A przyczyna jest taka, że polska energetyka jest najbardziej emisyjna w Europie. My ją zmieniamy, by ceny energii były niższe. Zasada jest jedna: im więcej energii z odnawialnych źródeł energii, tym niższe ceny energii. 

Walka z wiatrakami na przestrzeni lat, czyli jak było do tej pory?

Ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych uchwalona za rządów PiS w 2016 r. wprowadziła ograniczenie lokalizowania elektrowni wiatrowych na podstawie zasady 10H. To oznacza, że odległość między domami a elektrownią musiała być równa lub większa od dziesięciokrotności wysokości wiatraka, np. jeżeli wiatrak od ziemi do najwyższego punktu (końca łopaty) ma 150 m, to mógł być zbudowany w odległości co najmniej półtora kilometra od zabudowań. W praktyce zablokowało to budowę nowych farm wiatrowych na lądzie.

Tzw. ustawa wiatrakowa została znowelizowana w marcu 2023 r. – do zasady 10H dodano wyjątek. Początkowo projekt rządowy (gabinetu Mateusza Morawieckiego) zakładał zmniejszenie minimalnej odległości od domów do 500 m, jednak posłowie Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali poprawkę zmieniającą tę odległość na 700 m. Ostatecznie zapis brzmiał:

W przypadku lokalizowania, budowy lub przebudowy elektrowni wiatrowej odległość tej elektrowni od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej jest równa lub większa od dziesięciokrotności całkowitej wysokości elektrowni wiatrowej, chyba że plan miejscowy określa inną odległość, wyrażoną w metrach, jednak nie mniejszą niż 700 metrów.

Tuż po ostatnich wyborach parlamentarnych, w listopadzie 2023 r. do Sejmu trafił projekt poselski (Koalicji Obywatelskiej i Polski 2050-TD) dotyczący wsparcia odbiorców energii elektrycznej, do którego – jak się okazało – dołączono także zmianę przepisów dotyczących elektrowni wiatrowych. Kontrowersyjna „wrzutka” uzależniała odległość między elektrownią a zabudowaniami od poziomu generowanego hałasu – najcichsze wiatraki mogłyby stanąć nawet 300 metrów np. od zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej. Propozycje były szeroko krytykowane i to nie tylko przez prawicę, która szybko okrzyknęła całą sytuację aferą wiatrakową. Oprócz kwestii merytorycznych sprzeciw budził też sam sposób procedowania zmian – przepisy były niedopracowane, zabrakło konsultacji społecznych, a przede wszystkim dodano je do ustawy dotyczącej zupełnie innej kwestii. Ostatecznie proponowane zmiany dotyczące elektrowni wiatrowych zostały wykreślone z projektu.

Sejm poparł najnowsze zmiany

Obecna nowelizacja ustawy wiatrakowej została przyjęta przez rząd i wpłynęła do Sejmu w marcu. W kwietniu odbyło się pierwsze czytanie (już wtedy Prawo i Sprawiedliwość, Konfederacja i Wolni Republikanie chcieli jej odrzucenia), a następnie ustawa trafiła do sejmowych komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Infrastruktury.

Na ostatnim posiedzeniu (25 czerwca) Sejm przyjął ustawę większością głosów posłów i posłanek koalicji rządowej, Razem oraz Marka Wesołego i Ireneusza Zyski (PiS) – łącznie 231 głosów. Odrzucenia ustawy chciało 193 parlamentarzystów – zdecydowana większość Prawa i Sprawiedliwości oraz wszyscy głosujący posłowie Konfederacji, Konfederacji Korony Polskiej i Wolnych Republikanów. Przeciw opowiedział się także Michał Kołodziejczak (KO), a od głosu wstrzymała się Żaneta Cwalina-Śliwowska (Polska 2050).

Były wiceminister klimatu i środowiska (2019-2023) Ireneusz Zyska, jeden z dwóch posłów Prawa i Sprawiedliwości głosujących za ustawą, przekonywał partyjnych kolegów do jej poparcia z mównicy sejmowej: 

Dziś rozwój energetyki wiatrowej to polska racja stanu, to bezpieczeństwo energetyczne, to korzyści dla gmin w postaci podatków, dla właścicieli działek rolnych, dla społeczności lokalnych. To wreszcie wsparcie dla przemysłu energochłonnego, zwiększenie konkurencyjności gospodarki. Dzisiaj cała Izba, 100% polskiego Sejmu, powinna poprzeć tę ustawę ze względu na bezpieczeństwo energetyczne, ze względu na suwerenność naszego kraju, uniezależnienie od dostaw surowców kopalnych, szczególnie ze wschodu. Apeluję również do posłów mojego klubu Prawo i Sprawiedliwość o poparcie tego dobrego projektu ustawy.

Jakie zmiany wprowadza ustawa?

Najważniejszą jest zmniejszenie odległości od zabudowań, w jakiej może powstać elektrownia wiatrowa. Ustawa ostatecznie odchodzi od zasady 10H (dziesięciokrotności wysokości wiatraka) i wyznacza granicę na 500 m. 

W przypadku lokalizowania, budowy lub przebudowy elektrowni wiatrowej odległość tej elektrowni od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej nie może być mniejsza niż 500 metrów.

Jednocześnie nie oznacza to, że wiatraki zaczną nagle wyrastać 500 m od każdego domu. Wnioskodawcy podkreślają, że w każdym przypadku o odległości decyduje rada gminy, sporządzając miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

Tadeusz Chrzan (PiS):

To kolejna liberalizacja przepisów obowiązujących, jak już padło z tej mównicy, od lipca 2016 r., bo pamiętamy, że Sejm poprzedniej kadencji w marcu 2023 r. uchwalił zmiany, które zmniejszyły minimalne odległości elektrowni wiatrowych od zabudowy mieszkalnej z 10H do 700 m, co będzie prowadzić do eskalacji konfliktów społecznych i protestów. Już dzisiaj każda inwestycja i próba lokalizacji nowych elektrowni wiatrowych na bazie obowiązujących przepisów budzi protesty społeczne. Organizowane są referenda lokalne mające na celu blokowanie tych gminnych decyzji. No ale cóż, czy rząd koalicji 13 grudnia interesuje opinia Polek i Polaków, mieszkańców Polski gminnej i powiatowej?

Jarosław Sachajko (Wolni Republikanie):

Zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od domów do 500 m, dopuszczenie wyjątków budzi ogromny sprzeciw mieszkańców terenów wiejskich. To lekceważenie samorządów i obywateli, którzy będą musieli żyć z hałasem, migotaniem cienia i dewaluacją wartości swoich nieruchomości. Na koniec kto zyskuje? Zyski z produkcji prądu z wiatraków trafią nie do wspólnot lokalnych, nie do Skarbu Państwa, a do prywatnych operatorów i funduszy inwestycyjnych, często zagranicznych.

Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, odpowiedzialny za opracowanie projektu:

To ustawa, która odblokowuje potencjał lądowej energetyki wiatrowej. Nikogo do niczego nie zmusza. Nikomu nic nie każe. Tak naprawdę wzmacnia decyzyjność wspólnoty lokalnej właśnie najbliżej mieszkańca, bo to jest uchwała rady gminy. Na podstawie jej wiążącej decyzji będzie możliwość lokalizowania lądowych elektrowni wiatrowych. (...) Nikt centralnie nie będzie lokalizował nikomu wiatraka przed domem, co próbowało przed momentem ze strony Prawa i Sprawiedliwości wybrzmieć. To jest po prostu nieprawda. Jeśli decyzja rady gminy będzie taka, że dana inwestycja nie będzie realizowana, to jej po prostu nie będzie. Odległość 500 metrów to jest odległość minimalna, ale zawsze może być ona większa. O tym będzie decydował regionalny dyrektor ochrony środowiska, o tym będą decydowały niezależne instytucje. Wreszcie lokalizowanie lądowych elektrowni wiatrowych będzie możliwe tylko i wyłącznie na podstawie planu zagospodarowania przestrzennego.

Pozostałe odległości

Odległość od zabudowy mieszkalnej nie jest jedynym ograniczeniem dla wiatraków. Zgodnie z nowelizacją ustalając lokalizację elektrowni wiatrowej, należy zachować odpowiednią odległość od:

  • parków narodowych – 1500 m (wcześniej minimum 10H),

  • rezerwatów przyrody – 500 metrów (bez zmian),

  • obszarów Natura 2000, chroniących ptaki i nietoperze – 500 m (wcześniej brak regulacji),

  • dróg krajowych – 1H, czyli wysokość wiatraka (wcześniej brak regulacji),

Ponadto nowelizacja zakazuje budowania elektrowni wiatrowych w przestrzeniach powietrznych wykorzystywanych przez lotnictwo wojskowe. Obowiązujący dotychczas nakaz uzgodnienia projektu MPZP z organami wojskowymi, ochrony granic oraz bezpieczeństwa państwa zastąpiono wskazaniem konkretnych stref, w których elektrownie nie mogą powstać.

Korzyści dla mieszkańców

Kolejna zmiana dotyczy korzyści dla gminy i osób mieszkających w pobliżu elektrowni. Inwestor ma co roku wpłacać 20 tys. zł za każdy 1 megawat mocy elektrowni na fundusz partycypacyjny. Zgromadzone środki mają być dzielone pomiędzy właścicieli budynków mieszkalnych, budynków o funkcji mieszanej i lokali mieszkalnych znajdujących się na działkach w odległości do kilometra od elektrowni. Jeden beneficjent funduszu (właściciel budynku/lokalu) może otrzymać do 20 tys. zł rocznie. Jeżeli po wypłacie beneficjentom maksymalnych kwot w funduszu zostaną jeszcze jakieś środki, to mają one trafić do gminy. Wnioskodawcy podkreślają, że budżet gmin zasilą też wpływy z podatków od nieruchomości.

Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska: 

Chcemy, żeby obywatele i samorządy partycypowali w zyskach z tych inwestycji. Dlatego po pierwsze, komponent podatkowy. Z każdej turbiny mniej więcej nawet do 150 tys. rocznie może wpływać do budżetu gminy. (...) Chcemy, by w zyskach z takich inwestycji partycypowali również obywatele. Do 20 tys. na rodzinę rocznie, jeżeli zamieszkuje ona w obrębie do 1 km od takiej elektrowni wiatrowej, będzie można otrzymać, ale szacuje się, że będzie maksymalnie do 100 tys. zysków z takiej turbiny. To, jaki będzie udział poszczególnych rodzin, będzie zależało od zagęszczenia domów wokół takiej elektrowni wiatrowej.

Krystyna Sibińska, sprawozdawczyni, wiceprzewodnicząca Komisji Infrastruktury:

Musimy pamiętać o tym, że rozwój branży wiatrakowej to także rozwój rynku pracy. W branży wiatrowej miejsca pracy w 2030 r. będzie mogło znaleźć nawet blisko 4 mln osób na świecie. A jeśli chodzi o dalsze lata, to ta ilość się zwiększa. Nie tylko branża wiatrakowa, ale całe OZE sprzyja powstawaniu nowych zawodów. To jest niezwykle istotne w związku z tym, że nasi młodzi ludzie mogą w tej chwili już planować swoją przyszłość, karierę zawodową i wiązać to z instalacjami w ramach odnawialnych źródeł energii. 

Modernizacja istniejących elektrowni wiatrowych

Wprowadzane zmiany porządkują i upraszczają niektóre przepisy związane z repoweringiem, czyli odnawianiem tych elektrowni, które już w Polsce działają. Wnioskodawcy podkreślają, że nowe turbiny są bardziej wydajne, więc zakłada się wzrost mocy elektrowni lub zachowanie dotychczasowej mocy, ale przy jednoczesnym zmniejszeniu liczby wiatraków. Nowe przepisy mają przyspieszyć ten proces.

Krzysztof Mulawa (Konfederacja):

Wasze pomysły sprowadzają się zasadniczo do tego, że nie rozwiniemy naszego rodzimego przemysłu, bo nie produkujemy turbin. Ale za to z naszych podatków, z podatków Polaków miliardy trafią bezpośrednim transferem do gospodarek niemieckiej i duńskiej. (...) Nie produkujemy turbin, niczego nie produkujemy. Będziemy mieli nowy COVID, cokolwiek innego, wojnę i nikt nam tego nie dostarczy.

Włodzimierz Skalik (Konfederacja Korony Polskiej):

Partia niemiecka forsuje bardzo zły projekt ustawy wiatrakowej, który służy przede wszystkim interesom niemieckiej gospodarki i w naszej opinii jest efektem niemieckiego lobbingu. (...) W wolnej Polsce wrócimy do węgla. Najazd firm wiatrakowych w całej Polsce powoduje, że lokalne społeczności organizują się w strukturę ogólnopolską, by wymieniać się doświadczeniem, wiedzą ekspercką, nawzajem się wspierać w zatrzymaniu tego wiatrakowego najazdu. 

Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, odpowiedzialny za opracowanie projektu:

Ale jest też repowering, są zasady, które wprowadzamy, aby już dzisiaj nie było możliwości lokalizowania i instalowania w Polsce starych turbin. To jest nieprawda, bo ich się po prostu nie instaluje, nie ma możliwości wydania pozwolenia na instalację starszą niż kilka lat. Mówimy tutaj o 32, 33 miesiącach w zakresie wniosku o koncesję. Wreszcie będzie też tak, że będzie repowering tych starych turbin, które zostały w Polsce zainstalowane na terenach dobrych pod względem wietrzności. Tam będzie można zmodernizować te turbiny, by były nowsze, cichsze. I zrobi to także polski przemysł. Dzisiaj udział local contentu, tego polskiego przemysłu to jest 65% w całym łańcuchu dostaw, w całym sektorze energetyki wiatrowej na lądzie. (...) Dzisiaj w sektorze odnawialnych źródeł energii pracuje ponad 200 tys. osób i ta liczba się zwiększa, tak jak zwiększa się możliwość udziału w tym local content w całym łańcuchu dostaw, bo to już nie są tylko i wyłącznie kable, ale też coraz nowsze technologie. 

Zamrożenie cen energii

Do projektu dodano poprawkę zgłoszoną przez Polskę 2050-TD, która zakłada zamrożenie cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych do końca roku na poziomie 500 zł netto za MWh. Obecnie mrożenie obowiązuje do końca września.

Co dalej?

Ustawa trafiła do Senatu, który najpewniej przyjmie ją na najbliższym posiedzeniu (16-17 lipca). Następnie – po pracy Sejmu nad ewentualnymi poprawkami Senatu – prawo trafi na biurko prezydenta. Pozostaje pytanie: którego?

Rząd liczy, że ustawę podpisze jeszcze Andrzej Duda. Wiemy jednak, że nie jest on wielkim sympatykiem elektrowni wiatrowych. Stąd zapisy o mrożeniu cen energii czy o funduszu partycypacyjnym można uznać za pewną kartę przetargową. W tej sytuacji prezydenckie weto z pewnością zostanie przedstawione przez koalicję rządową jako działanie na szkodę obywateli.

Prezydent Andrzej Duda uznał, że dodanie do ustawy przepisów zamrażających ceny prądu to próba politycznego szantażu: 

Rozumiem, że niestety pan premier i jego współpracownicy, wrzucając taką poprawkę, która ma zabezpieczyć Polaków przed wzrostami cen energii, próbuje wymusić na mnie podpis na tej ustawie, stawiając mnie pod ścianą, ale musi pamiętać, że ja już kończę moją drugą kadencję. (...) Ja nie jestem zwolennikiem wiatraków na lądzie. Bardziej się liczy dla mnie krajobraz niż obserwowanie wszędzie stojących wiatraków.

Wątpliwości prezydenta Dudy skomentował Donald Tusk: 

I dlatego bardzo bym chciał – ale mój wpływ na pana prezydenta jest ograniczony – aby pan prezydent wziął wszystkie okoliczności pod uwagę, a nie tylko argument, którego użył, że jak jeździł samochodem przez Bawarię, to mu wiatraki przeszkadzały w kontemplowaniu widoków. Bo takiego argumentu użył. Nie wyobrażam sobie, aby prezydent Duda chciał zawetować ustawę, która mrozi na kolejne miesiące ceny energii. To byłby niebywały skandal. Mam nadzieję, że tu nastąpi opamiętanie.

Niezależnie od samych zamierzeń prezydenta pozostają jeszcze kwestie techniczne – Andrzej Duda zakończy prezydenturę 6 sierpnia, czyli za nieco ponad miesiąc. Na podpisanie (lub zawetowanie) ustawy ma 21 dni od przedstawienia jej przez parlament. Senat spotka się dopiero za dwa tygodnie, a jeśli wprowadzi poprawki – ustawa wróci jeszcze do Sejmu. Może więc okazać się, że ostatecznie ustawa trafi już do rąk Karola Nawrockiego, który również nie jest miłośnikiem wiatraków.

Po przyjęciu projektu ustawy przez rząd w marcu tego roku wykorzystywał ten temat w kampanii prezydenckiej i alarmował na swoich platformach społecznościowych: „Czy pod naszymi osiedlami masowo staną farmy wiatrowe? Przed chwilą rząd przyjął przepisy, które skracają minimalną odległość wiatraków od zabudowań do zaledwie 500 metrów. Rządzący po raz kolejny lekceważą protesty Polaków i wybierają interesy niemieckich koncernów produkujących wiatraki, dla których staniemy się eldorado. Kosztem naszego komfortu życia i zniszczonego krajobrazu. Zatrzymajmy to”.

W związku z tym trudno optymistycznie podchodzić do dalszych losów ustawy, niezależnie od tego, czy decyzję będzie podejmował prezydent Duda, czy prezydent Nawrocki.